Dziś pobudka inaczej. Wstaliśmy dopiero o 6:00, ale to i tak dla niektórych za wcześnie. Ten późniejszy czas wstawania wynikał z tego, że na Eucharystię szliśmy dopiero na wieczór, więc można było trochę dłużej pospać. Okazuje się, że raptem 15 minut jest przy tak wczesnej porze, czasem zbawiennym.

Pół godziny później mieliśmy śniadanie, które było dla nas dosyć ważne, bo od razu po nim wyruszyliśmy już w mundurach na wojskowy poligon. Tam czekali na nas podchorążowie przygotowani do prowadzonych przez nich zajęć.

Pierwsze zajęcie związane było z kamuflażem. Niby nic trudnego, ale jak się okazało wymaga od człowieka pewnego przełamania. Błoto nie dla każdego jest czymś przyjemnym, a jeszcze wysmarować nim twarz, to już wymaga wysiłku. Ale skoro podchorąży, jako model, potrafił to zrobić, to co dopiero my. Trochę wody, piasku, do tego jeszcze trochę roślinności i kamuflaż gotowy. Można więc śmiało przystąpić do kolejnego zadania.

Drugie zadanie, temat – czołganie. Brzmi zbyt banalnie jeśli brać pod uwagę wysiłek włożony w to ćwiczenie. Czołganie normalne, bokiem z rannym i szybkie. O ile czołganie normalne wydaje się proste, o tyle robi się trudniej, kiedy ma się na sobie mundur, karabin i hełm, a przed twarzą krzaki i piach. Już wtedy nie jest tak łatwo. Do tego ocenia ekspert – Pan Porucznik.

Po jednej rundzie kolejna technika – czołganie się bokiem z rannym. To samo, tylko w innej pozycji i z kolegą na udzie. Następnie najwygodniejsza, ale najniebezpieczniejsza technika – czołganie szybkie. Zadanie to polegało na wysokim czołganiu się, bo na kolanach i przedramionach. W porównaniu do innych technik, bardzo szybka metoda.

Po tym nasi opiekunowie przygotowali dla nas grę terenową – wyznaczanie kierunku na azymut. Do tego potrzebna była nam busola, w uproszczeniu to taki kompas z lusterkiem i stopniami – azymutami. Żeby wyznaczyć azymut trzeba północ skierować na strzałkę busoli celując w obiekt, do którego zmierzamy. Można też ustawić azymut, a potem kierując północ na strzałkę wyznaczyć kierunek marszu.

Po poligonie mieliśmy chwilę na obmycie się, a potem obiad. Po obiedzie udaliśmy się do hangaru lotniczego WAT-u, gdzie widzieliśmy park maszynowy samolotów, służący do nauki studentów, a także ich własny projekt. Mogliśmy również wsiąść i zobaczyć samoloty od środka.

Chwila relaksu i kolejny wysiłek – tym razem duchowy – konferencja. Akurat był ważny dla nas temat, o wspólnocie. Mówiliśmy czym dla nas w ogóle jest wspólnota, co nam daje i do czego służy. Doszliśmy do wniosku, że człowiek potrzebuje wspólnoty, bo jak wiadomo, nikt nie żyje na samotnej wyspie, a wspólnota potrzebuje nas. To też świetne miejsce do samorozwoju – choćby poprzez uczenie czegoś innych. Dodatkowo ksiądz Łukasz trafnie zwrócił uwagę na to, że Bóg w Trójcy Świętej tworzy sam ze sobą wspólnotę, więc człowiek skoro jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, także potrzebuje wspólnoty.

Po konferencji wyruszyliśmy grupą do kościoła – tym razem trochę szybciej. Kapelan WAT-u, ks. Krzysztof, który bardzo miło nas ugościł, obchodził swoje imieniny, więc jako SOP postanowiliśmy ubogacić Eucharystię i zrobiliśmy pełną asystę – krzyż, akolitki, kadzidło, a do tego procesyjne wejście.

Po Mszy na kolacje mieliśmy grilla wraz z kapelanem i podchorążymi. Dzięki temu lepiej się zintegrowaliśmy, do tego stopnia, że codzienne wieczorne nasze pompki, przebiegały w miłej i „rodzinnej” atmosferze. Podczas naszego grillowania spotkała nas miła niespodzianka, otóż do naszej wspólnoty zawitał nasz kolega Adam, z którym spędziliśmy miło czas na tegorocznym Salwatoriańskim Forum Młodych.

Tradycyjnie już dzień zakończyliśmy Adoracją Najświętszego Sakramentu.

Autorami tekstu są: Krzysztof Wrzesiński i Łukasz Daniel
Dziękujemy za relację!!!