Ostatni, pełny dzień naszych rekolekcji na rowerze, był znacznie odmienny od poprzednich. Nasza trasa rowerowa wczoraj dobiegła końca, a dziś z jednośladów i dróg, przesiedliśmy się na kajaki i rzekę. Z racji tego, że wyjazd na spływ zaplanowany był później, mogliśmy sobie pozwolić na dłuższą drzemkę.

Pierwszym punktem dnia była oczywiście Eucharystia. Dzisiaj bardzo komfortowo sprawowana, bo w kościele. Podczas homilii usłyszeliśmy z ust naszego duszpasterza kolejne wskazówki. Tym razem na tapetę wzięliśmy zagadnienie, które dotyczy każdego człowieka, a mowa jest oczywiście o powołaniu. To właśnie w nim odkrywaliśmy swoją siłę. W oparciu o Ewangelię, ks. Łukasz Karasiński SDS mówił, że każdy z nas otrzymał od Boga, jako zaproszenie, możliwość odkrywania i realizowania powołania. Nie ma na świecie człowieka, który byłby tej rzeczywistości pozbawiony. Jednak różne są reakcje na to zaproszenie. Jedni podejmują współpracę, drudzy tego nie czynią. My jednak zdecydowanie zachęcani byliśmy do dokonania pierwszego wyboru, gdyż tylko wówczas człowiek ma szansę na osiągnięcie prawdziwego szczęścia.

O godzinie 11.00 na parkingu przed naszym miejscem noclegowym, pojawił się bus, który nas zabrał na miejsce startowe naszego spływu. Działanie Boga podczas naszego wyjazdu po raz kolejny nas zaskoczyło. Okazało się, że kierowca to młody człowiek, który pełni zaszczytną funkcję głównego moderatora Katolickiego Stowarzyszenia Młodzież w Diecezji Drohiczyńskiej. Z racji tego rozpętała się ciekawa konwersacja na temat życia, Kościoła, powołania oraz historii tutejszych ziem. Dzięki temu podróż minęła nam szybko i już po pół godzinie rozpoczęliśmy pierwsze wodowanie kajaków.

Drohiczyn, gdzie wszystko związane z naszym dzisiejszym spływem rozpoczęło się, okazał się niewielką metropolią, ale za to bardzo piękną.

Tuż przed godziną 12.00 ruszyliśmy w stronę Grannego. Bug po którym płynęliśmy, okazał się z jednej strony dość szeroką rzeką, a z drugiej dość płytką. Z rysu geograficznego, który otrzymaliśmy na trasie przyjazdu do Drohiczyna, wiedzieliśmy już, że jest to największa w Europie rzeka, o nieregulowanym korycie i dnie. Człowiek nic w tę rzekę nie ingeruje, stąd jej pewnego rodzaju dzikość, która dla nas stała się bardzo atrakcyjna.

Na wodzie oczywiście, nie obeszło się bez lekkich wygłupów związanych z robieniem wyścigów czy spychaniem konkurencji w trzciny. Czymś normalnym stało się wspólne chlapanie, no bo jak nie zmarnować takiej szansy, skoro kolega płynie i jest suchy.

Jednak w pewnym momencie doszło do strasznego wypadku. Oczywiście, który nie dla wszystkich był powodem „rozpaczy”, ale głównie śmiechu. Kajak jednej załogi został przewrócony. A to oznaczało jedno, czas szaleństwa na wodzie wszedł w kulminacyjną fazę i już zwykłe chlapanie nie wystarczyło. Pech dotknął tylko jednej załogi, Kamila i Jakuba, ale wszyscy mieli ubaw co nie miara. Na szczęście nikomu nic się nie stało i żadna rzecz materialna nie uległa zniszczeniu. Wiec po przymusowym krótkim postoju, dalej w drogę.

Dziś konferencja nie miała miejsce wieczorem, ale w dzień i jak się okazało, na bezludnej wyspie, gdzie zrobiliśmy sobie krótką chwilę odpoczynku. Ks. Łukasz A. w treści nawiązał oczywiście do tematu dnia. Wyjaśnił nam czym jest powołanie i co zrobić, aby je odkryć. Powołanie to największe pragnienie, jakie każdy z nas nosi w swoim sercu. Pragnienie, którego realizacja będzie prowadziła do osiągnięcia prawdziwego szczęścia – mówił duszpasterz. A całość swojego wywodu oparł na postaci Abrahama, który pomimo wydawałoby się posiadania wszystkiego, miał w sobie ukryte pragnienie, którego nie mógł sam zaspokoić. Z pomocą oczywiście przyszedł Bóg, i zaproponował że pomoże jemu stać się ojcem, nawet mnóstwa osób, jednak musi spakować swoje rzeczy i wyjść z miejsca w którym żyje i pójść do punktu, który zostanie mu wskazany. Oczywiście historię życia Abrahama każdy z nas zna, więc nie trzeba opisywać, że Boża obietnica się spełniła, a Abraham znalazł zaspokojenie swojego pragnienia bycia ojcem.

Bug, po którym płynęliśmy okazał się dość wymagającą rzeką. Bowiem płynęliśmy i płynęliśmy, i jak to się mówi końca nie było. Niektórych z nas zaczęło dopadać zmęczenie. Ale co tam, po 430 km przejechanych rowerem, nie mogliśmy się poddać. Każdy przecież w tym dniu czuł się wilkiem morskim.
W końcu tuż przed godz. 18.00, po 26 km spędzonych na wodzie, osiągnęliśmy cel naszej podróży.

Wspaniałe doświadczenie na wodzie dobiegło końca. Szczęśliwi, zmęczeni, ale usatysfakcjonowani osiągnięciem przepłynięcia takiej odległości, zeszliśmy na ląd, gdzie oczywiście czekał już na plebani nasz zaprzyjaźniony ks. Grzegorz z pyszną kolacją. Nie trzeba pisać, że w mig wszystko to co było na stole, znalazło swoje nowe położenie, oczywiście w naszych brzuchach.

Po kolacji i wspólnym wieczorze, przed nami była już tylko Adoracja Najświętszego Sakramentu i upragniony nocleg. Dzień choć piękny, udany i pełen wrażeń, był dla nas lekkim wyzwaniem, co spowodowało, że z zaśnięciem nikt nie miał problemu.